Nie znam nikogo z miejscowych, kto wierzyłby, że spłonięcie 50 tys. hektarów dziewiczego lasu i brak jakiejkolwiek realnej pomocy ze strony greckiego rządu w obliczu tak niewyobrażalnego pożaru to przypadek. Ktoś mógłby powiedzieć, że Grecja w tamtym czasie walczyła z wieloma pożarami i nie miała możliwości wysłania pomocy na Evię. Ale czy Evia to jakaś gorsza część Grecji? Czy fakt, że od lat jest niedofinansowana w porównaniu do innych regionów sprawia, że można ją było dosłownie puścić z dymem? Dlaczego Grecja poprosiła pomoc międzynarodową dopiero, kiedy na Evii zostały tu już niemal wyłącznie zgliszcza? Ludzie błagali tutaj o wsparcie, a potem i tak sami, z narażaniem życia, ratowali swoje domy, zwierzęta i pola.